Yogyakarta i pobliskie Borobudur – dwa dłuższe przystanki w mojej tegorocznej podróży do Indonezji, kraju, w którym pracowałem w połowie lat 2000 i który staram się odwiedzać kiedy mam taką możliwość.
Pierwsze dni w Yogyakarcie zeszły mi na załatwianiu różnych spraw związanych z fundacją dla dzieci oraz muzeum tradycyjnych zabawek, które miałem przyjemność współzakładać 20 lat temu z niedawno zmarłym przyjacielem, Belgiem, dla którego Indonezja stała się drugą ojczyzną. W końcu wygląda na to, że do końca roku muzeum i fundacja wznowią działalność w nowej siedzibie – trzymajmy za to kciuki!
Przejdźmy jednak do tematów, które mogą bardziej zainteresować adeptów taiji i qigongu ☺.
Yogyakarta to miejsce oficjalnych narodzin, dokładnie 70 lat temu, Merpati Putih, czyli sztuki walki „Białej Gołębicy”. Znaczenie samego Merpati Putih (merpati – gołębica, putih – biały) jest skrótem w języku jawajskim, a mianowicie Mersudi: Patitising Tindak Pusakane Titising Hening, co po indonezyjsku oznacza „Poszukiwanie prawdy ze spokojem”, aby podkreślić, że adept Merpati Putih powinien zharmonizować swoje serce i umysł we wszystkich swoich działaniach. Tak jak w klasycznym taiji ☺.
Mimo dość młodego, oficjalnego wieku, Merpati Putih ma podobno swoje korzenie w czasach rozkwitu jawajskiego, hinduistyczno-buddyjskiego, Królestwa Mataram (VIII – XI w. n.e.). Ta sztuka walki rozwinęła się zwłaszcza na keratonie (dworze królewskim) jawajskiego Sułtanatu Mataram (XVII w. n.e.) i nie była nauczana publicznie aż do 1963 roku. Wtedy to mistrz Saring Hadi Poernomo postanowił podzielić się tajemną nauką przekazywaną w jego rodzinie przez prawie 400 lat, zakładając szkołę Merpati Putih Pencak Silat w Yogyakarcie. Dziś jest to standardowa technika walki, głównie bez broni, Narodowych Sił Zbrojnych Indonezji.
Nieprzypadkowo, pierwsza publiczna szkoła tej sztuki walki nosiła nazwę Merpati Putih Pencak Silat, gdyż styl „Białej Gołębicy” jest historycznie i konceptualnie jedną z wielu gałęzi Pencak Silat, czyli terminu wybranego w 1948 r. do określenia zbiorczo sztuk walki indonezyjskiego archipelagu. Było to połączenie dwóch najczęściej używanych słów określających sztuki walki w Indonezji. Pencak był terminem używanym przez Sundajczyków w zachodniej części Jawy, a także w Jawie Środkowej i Jawie Wschodniej, podczas gdy Silat był używany na Sumatrze, Półwyspie Malajskim i Borneo. Lokalne odmiany nauczane są przez setki szkół w całej Indonezji i Malezji, jak i w Singapurze, Tajlandii, Brunei i na Filipinach. Chociaż techniki walki są stosowane od dawna, pierwsze dowody zorganizowanego nauczania pochodzą z Sumatry.
Tu mała ciekawostka: kiedy 7 lat temu kręciliśmy dla Orange TV serię „Dantian. Ruch i zdrowie Dalekiego Wschodu”, w odcinku poświęconym Indonezji przedstawiliśmy krótko Silat Harimau, czyli Styl Walki Tygrysa, osadzony w tradycji sumatrzańskiej grupy etnicznej Minangkabau. Naszym przewodnikiem po tym stylu był jego adept, Indonezyjczyk zamieszkały w Warszawie, Ariel Ilnata. Oto link do rozmowy z nim: https://www.youtube.com/watch?v=_LO74xZ3iUs oraz do jego krótkiej prezentacji fragmentów formy, opartej na naśladowaniu tygrysa, wykonanej w letniej scenerii warszawskich Łazienek Królewskich ☺ https://www.youtube.com/watch?v=H3Dmh_TZ8DU .
Wracając do Merpati Putih, podstawowy trening tego stylu – podobnie jak innych, tradycyjnych sztuk walki Dalekiego Wschodu, koncentruje się na rozwoju wewnętrznej siły, mocy, po indonezyjsku tenaga dalam (tenaga – moc, dalam – wnętrze), rozwijanej głównie poprzez techniki oddychania i koncentracji.
Od początku szkolenia, uczeń ćwiczy techniki oddechowe, które mają na celu rozwój jego wewnętrznej mocy. Kiedy już osiągnie silną koncentrację i wie, jak ukierunkować swoją energię, zaawansowany adept będzie miał dostęp do potężnej energii wewnętrznej. Tenaga dalam ma dwie praktyczne funkcje: szybkie unieszkodliwienie przeciwnika, a w trakcie egzaminów łamanie lub penetrację czegoś tak twardego, jak blok cementu, oraz uzdrawiania, co jest bardzo przydatne np. przy kontuzji podczas sparingu.
Tu parę wspomnień sprzed ponad 15 lat. Na pół roku przed końcem mojego kontraktu w Indonezji, poznałem przez wspólnego znajomego mistrza Pencak Silat, który był szefem ochrony hotelu dla rządowych VIP-ów niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Zgodził się udzielić mi serii lekcji i raz w tygodniu spotykaliśmy się wieczorem na dość obskurnych tyłach tego hotelu, gdzie miałem okazję przekonać się jak bardzo wymagający, fizycznie i mentalnie, był nawet bardzo podstawowy trening Silat. Wisienką na torcie były końcówki kilku naszych spotkań, kiedy mistrz demonstrował efekty tenaga dalam, które wyglądały jak sztuki magiczne.
Dla przykładu, któregoś razu usunęliśmy z naszego miejsca treningu szereg stalowych prętów, każdy o średnicy kciuka, pozostawionych tam przez ekipę remontową. Pod koniec treningu, mistrz dał mi wybrać trzy z tych kilkunastu prętów, umieścił je obok siebie opierając końcami na słupach balustrady hotelowego podjazdu, po czym zwinął w trąbkę parę stron walającej się na ziemi lokalnej gazety. Po niecałej minucie wyraźnej koncentracji, przeciąć tą gazetą wszystkie trzy pręty! I naprawdę jego ręka nie dotknęła tych prętów, a i w gazecie nie było nic twardego. Pręty zostały tylko nieznacznie wygięte i gładko przecięte. Nie był to zresztą odosobniony przykład podobnych demonstracji efektów tenaga dalam, które na przestrzeni lat mogłem oglądać z bliska w Indonezji, Malezji czy Singapurze. Widziałem na żywo pokazy łamania stosu cegieł czy drewna w wykonaniu mistrzów karate, taekwondo czy Shaolin, ale te pencak silat robiły na mnie większe wrażenie, może dlatego, że były wykonywane „przy okazji”, a nie dla pokazu przed turystami czy dla umieszczenia na YouTube…
Tu uwaga: kilka razy usuwałem i przywracałem powyższy paragraf, gdyż wiem, że opisuje on zjawisko, w które trudno jest uwierzyć. A tylko z tym samym mistrzem było świadkiem kilku, różnej natury, łącznie z udzielaniem pierwszej pomocy poparzonemu wrzątkiem hotelowemu kucharzowi (ten paragraf usunąłem, aby nie zniechęcać twardych sceptyków do dalszego czytania ☺). Muszę jednak przyznać, co rzadko robię na piśmie, że na przestrzeni dziesięcioleci, w trakcie moich podróży, nie tylko po Indonezji, widziałem i doświadczałem zjawisk, dla których, mając doktorat z fizyki, pracując całe życie w high-tech i będąc ogólnie bardzo sceptycznie nastawionym do relacji o różnych „nadprzyrodzonych” fenomenach, nie byłem w stanie znaleźć naukowego wytłumaczenia. Z drugiej strony, w obliczu zbyt wielu wiarygodnych relacji, niektóre współczesne teorie z pogranicza „oficjalnej” fizyki i wiedzy o człowieku, otwierają perspektywy na wyjaśnienie przynajmniej części podobnych zjawisk. Warto przytoczyć tu maksymę Artura C. Clarke’a: „Magia to po prostu nauka, której jeszcze nie rozumiemy” … Pamiętajmy o tym, również czytając następne paragrafy ☺.
O ile wewnętrzna moc, tenega dalam, jest podstawą nie tylko wszystkich tradycyjnych sztuk walki, ale i większości dyscyplin sportowych, o tyle druga, fundamentalna charakterystyka Merpatih Putih, getaran („widzenie wibracyjne”) jest cechą wyróżniającą ją spośród innych sztuk walki, umożliwiając praktykującemu postrzeganie otoczenia bez użycia wzroku.
Według jawajskich ekspertów Merpati Putih, nasz wszechświat składa się z wibracji. Getaran („fale, wibracje”) istnieje sam w sobie i wszędzie, także w istotach ludzkich. Stosowane techniki treningu mają na celu uwrażliwienie ciała na subtelne częstotliwości wibracyjne.
Dzięki regularnej praktyce ćwiczeń oddechowych i medytacji, praktykujący stopniowo rozwija swoją świadomość subtelnych doznań. Z zasłoniętymi oczami, zaawansowany praktyk może zidentyfikować wibracje generowane przez różne obiekty, określić ich rozmiar, kształt czy prędkość.
Zanim praktykujący rozpocznie trening getaran, musi najpierw osiągnąć wystarczającą bazę w tenaga dalam. Treningi getaran charakteryzują się przechodzeniem poprzez kolejne poziomy umiejętności, potwierdzone egzaminami.
Niższe poziomy treningu getaran skoncentrowane są na bardziej zaawansowanych technikach oddechowych zwanymi pembersi („oczyszczaniem”). Wykonywane są z zamkniętymi oczami, w pozycji siedzącej (najczęściej półlotosu) ze spowolnionym rytmem oddychania, który składa się z czterech etapów: wdech nosem, wstrzymanie, wydech ustami, zatrzymanie (podobnie, jak w wielu naszych treningach oddechowych w Muzeum Azji i Pacyfiku ☺). Oddech ten ma na celu zlokalizowanie i wyeliminowanie napięć w ciele. Stopniowo zwiększa się składową koncentracji-wizualizacji treningu oddechowego. Uwaga praktykującego kierowana jest z wnętrza ciała do kosmosu, następnie do ziemi, po czym ponownie skupia się na własnym ciele.
Praktykujący musi utrzymywać jak najwyższy stan receptywności: jak najefektywniej zamknąć „zewnętrzne zmysły” (wzrok, słuch, węch, smak), maksymalnie wyciszyć emocje i myśli; uwaga musi być skupiona na doznaniach wewnętrznych i relacji wnętrza do zewnętrzności.
Wykrywanie przeszkód to podstawowa aplikacja powyższych praktyk, będąca zarazem tematem praktycznych egzaminów. Na początkowych etapach, egzaminatorzy ustawiają tor przeszkód składający się z bambusowych kijów, pionowych i poziomych. Egzamin polega na chodzeniu po tej trasie z zasłoniętymi oczami, starając się wykryć przeszkody i je ominąć, bez poruszania ich. Na pierwszym poziomie egzaminu, ręce są głównym narzędziem wykrywania, następnie ćwiczy się wykrywanie całym ciałem, a potem przechodzi do jeszcze trudniejszych zadań. Na przykład, jednym z testów na zaliczenie poziomu siódmego jest zatrzymanie strzału piłką na bramkę z zasłoniętymi oczami. Oglądając zdolności adeptów getaran trudno się oprzeć porównaniu z tuishou, kiedy jednym z powiedzeń jest „skóra staje się oczami”. Niemniej, przynajmniej moje doświadczenia i obserwacje umieszczają nasze „pchające dłonie” na pierwszych poziomach getaran….
Dalsze treningi łączą coraz bardziej zaawansowane techniki getaran i tenaga dalam. Warto tu przypomnieć, że mistrzowie Merpati Putih, którzy dla zewnętrznego obserwatora posiadają zgoła magiczne umiejętności, zawsze podkreślają, że adepci nie powinni tracić z oczu to, co najważniejsze: stosowane techniki mają przede wszystkim pozwolić im nauczyć się poznawać siebie, panować nad swoimi emocjami, zachowaniem, stać się podstawą do harmonijnych relacji z innymi i z otaczającym światem.
Bardzo ciekawym, praktycznym i społecznie ważnym zastosowaniem technik getaran, stało się nauczanie ich niewidomym. Rozpoczęto w 1991 r. od rocznego eksperymentu w Yogyakarcie. Jego powodzenie zaowocowało powstaniem kolejnych ośrodków szkoleniowych na Jawie. Miałem okazję odwiedzić w przeszłości taki ośrodek w Dżakarcie. Większość niewidomych, ćwiczących intensywnie pod okiem doświadczonych instruktorów nawet mniej niż rok, poruszała się niemal jak widzący (aby uniknąć podejrzeń, w trakcie pokazów-egzaminów zasłaniano im szczelnie oczy). Widziałem nawet, jak potrafią omijać przeszkody jadąc na rowerze czy kierując odkryty wózek golfowy!
W ciągu ostatnich dziesięcioleci, organizacje Merpati Putih i Pencak Silat podjęły szereg prób współpracy w naukowcami, głównie w Indonezji, niemniej – podobnie jak i na Zachodzie – tradycyjna nauka nie lubi takich „ezoterycznych” tematów, mimo że zjawisko wykrywania obiektów bez wsparcia wzrokowego nie dziwi tych neurofizjologów czy neuropsychologów, którzy badają bogactwo i złożoność potencjału percepcyjnego ludzkiego ciała.
Oprócz pięciu podstawowych zmysłów, mamy przecież zmysły równowagi i czucia głębokiego, które są tak istotne w treningach taiji czy np. chodzonego Qigongu Guolin, ale również mamy możliwości detekcji na odległość pola magnetycznego, elektrycznego, temperatury, czy ciśnienia. Odpowiednie ćwiczenia, które są podstawą tradycyjnych treningów są kluczem do wyostrzenia wszystkich zmysłów, którymi dysponujemy, ale z których istnienia i możliwości zwykle nie zdajemy sobie sprawy.
Trzeba tu jednak powiedzieć, że treningi getaran wymagają poświęcenia im bardzo dużo czasu i uwagi pod okiem doświadczonych instruktorów. Można jednak wykorzystać niektóre z tych technik w naszych treningach taiji czy qigongu, tym bardziej że szereg z nich jest bardzo podobnych czy nawet identycznych do tych, które ćwiczymy w Warszawie czy na wyjazdowych warsztatach. Każdy mój pobyt w Indonezji jest w tym zakresie bardzo motywujący do jeszcze większej integracji tego, czego mogłem się dotychczas tu nauczyć z tym, co zwykle ćwiczymy w ramach Fundacji Dantian ☺.
Wspomniałem wyżej, że mistrzowie Merpati Putih i Pencak Silat są nie tylko znani z ich efektywnego wykorzystywania tenaga dalam i getaran w walce, ale również z umiejętności uzdrawiania. Mimo, że starają się nieść pomoc w nagłych przypadkach, to jednak kładą główny nacisk na profilaktykę, a nie leczenie. Tu znowu nasuwa się porównanie z taiji i qigongiem. Wielu z tych mistrzów mieszka w mniejszych miastach czy na wsiach, na różnych wyspach (dla przypomnienia, 6 tys. z ok. 17 tys. wysp indonezyjskich jest zamieszkałych) gdzie często trudno o dostęp do współczesnej służby zdrowia, która też pozostaje ciągle poza możliwościami finansowymi wielu Indonezyjczyków. Również z tego powodu, tradycyjne ziołolecznictwo, jamu, jest nadal wszechobecne w całej Indonezji; jednak jego różnorodność i tradycje są najbardziej rozpowszechnione na Jawie.
Zatem będąc na Jawie, po prostu nie można nie spróbować różnych jamu, więc oczywiście robiłem to wielokrotnie i tym razem ☺.
Parę słów wprowadzenia w temat, gdyż w Polsce słowo jamu nie jest często spotykane, chociaż, jeśli chodzi o ziołolecznictwo, mamy się całkiem dobrze!
Słowo jamu ma pochodzenie jawajskie. Pochodzi od jawajskich słów jawa („jawajski”) i ngramu („mieszanie” lub „zbieranie”). Z grubsza można to przetłumaczyć jako „mikstura przygotowana przez Jawajczyków”.
Inna teoria sugeruje, że słowo jamu pochodzi od starożytnego jawajskiego terminu jampi („magiczna formuła”) i odnosi się do mantr intonowanych przez dukun’ów (rdzennych szamanów, lekarzy) podczas przygotowywania mikstury. Czasem lokalni mistrzowie Pencak Silat spełniają i dzisiaj rolę dukun’ów, przygotowując jamu, co nie jest dziwne, zważywszy ich umiejętności manipulowanie tenaga dalam i getaran. Jednak na ogół jamu jest przygotowywane przez kobiety, które sprzedają je na ulicach.
Częstym widokiem, na całej Jawie, jest kobieta w średnim wieku, niosąca na plecach bambusowy kosz wypełniony butelkami jamu. W większych miastach jamu jest sprzedawane na ulicy przez straganiarzy. Nawet w dużym hotelu, w którym się zatrzymałem w Yogyakarcie, szereg napojów jamu było oferowanych do śniadania.
Aby bardziej zagłębić się w kulturę jamu, przeniosłem się z Yogyakarty do niedalekiego (40 km.) Borobudur, które staram się odwiedzać przy każdej podróży do Indonezji, tym bardziej, że w tym roku znajdująca się tam największa na świecie buddyjska świątynia – kamienna, trójwymiarowa mandala, diagram kosmosu używany do medytacji – była znowu otwarta do zwiedzania i refleksji. Po przedcovidowym okresie, kiedy z roku na rok na tarasy Borobudur przybywały coraz liczniejsze hordy głośnych turystów, z których każdy musiał zrobić sobie szereg selfie, blokując wąskie schody prowadzące na kolejne platformy, wprowadzono na szczęście poważne ograniczenia w godzinowej liczbie wejściówek, co przywróciło temu wyjątkowemu miejscu charakter, który pamiętam sprzed 20 lat (niestety nie ma już możliwości obejrzenia ze świątyni magicznych wschodów lub zachodów słońca…).
W Internecie można znaleźć multum informacji o świątyni Borobudur, zbudowanej w IX w. n.e., więc tu tylko dwie fotki i dalej krótko o tym miejscu w kontekście jamu.
Kilka płaskorzeźb Borobudur (a jest tam ich 2672) przedstawia wizerunki ludzi mielących coś w kamiennym moździerzu, sprzedawców napojów, lekarzy i masażystek obsługujących swoich klientów. Wszystkie te sceny, jak i pochodzące z wykopalisk tego okresu kamienne moździerze z tłuczkiem, praktycznie identyczne z używanymi w dzisiejszym, tradycyjnym przyrządzaniu jamu dowodzą, że tradycyjne ziołolecznictwo i zabiegi zdrowotne, były już powszechne w starożytnej Jawie w epoce Królestwa Mataram, czyli ok. 1300 lat temu.
Ogólnie rzecz biorąc, receptury jamu nie były spisywane, ale przekazywane z pokolenia na pokolenie. Pisana kultura ziołowa jamu przetrwała jednak na jawajskich dworach – keratonach – w Yogyakarcie i Surakarcie, gdzie w bibliotekach przechowywane są starożytne książki o medycynie ziołowej. Dla przykładu, książka lekarska z czasów sułtanatu Mataram, datowana na około 1700 rok, zawiera ponad 3000 przepisów na jamu.
Również i dziś, ogół Jawajczyków ma holistyczne podejście do zdrowia, uważając, że na zdrowie fizyczne wpływają emocjonalne, mentalne i metafizyczne poziomy energii, prowadzące do harmonijnej równowagi z samym sobą i z otoczeniem. Jamu pomocne jest w osiągnięciu tego stanu, gdyż składa się wyłącznie z naturalnych, sprawdzonych poprzez wieki i, co bardzo ważne, świeżych składników. Jeśli ponadto przygotowywane jest przez potrafiących manipulować tenaga dalam, takie jamu staje się prawdziwym eliksirem zdrowia.
Co warto podkreślić, jamu jest przede wszystkim zażywane, często codziennie jako środek regulujący funkcjonowanie i podniesienie ogólnej odporności organizmu, ma więc przede wszystkim charakter profilaktyczny. Nic więc dziwnego, że próbowałem różne rodzaje jamu, kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja.
Będąc w Borobudur, udałem się na znane mi już od lat lokalne targowisko, na którym zaopatrywałem się zwykle w korę cynamonowca czy suszone na słońcu goździki, które potem dodawały aromatu w warszawskiej kuchni. W gęstych alejkach, odnalazłem znajomą sprzedawczynię jamu, która skierowała mnie do innego straganu, gdzie mogłem kupić łodygi brotowali, głównego składnika jamu o tej samej nazwie, o bardzo gorzkim smaku, ale który z jakiegoś powodu był w tym roku moim ulubionym napojem. Kupiłem więc pęk gałązek oraz parę innych składników brotowali do zabrania do Warszawy.
Dzięki znajomości ze sprzedawczynią, przyjaciel jej syna zawiózł mnie do pobliskiej wioski, gdzie mogłem wprawić się trochę w proces przygotowywania jamu. Zacząłem od prostszej receptury, bardzo tu popularnego jamu zwanego kunir asem. (or kunyit asam). Głównymi składnikami tego jamu, mającym głównie odtruwające i przeciwzapalne własności, jest świeża jawajska kurkuma (kunyit), tamaryndowiec (asam) i cukier palmowy. Nagrany filmik przedstawia skrótowo proces przygotowania tego jamu.
Uwaga: w Internecie znaleźć można wiele przepisów na jamu. Ale jak to w Internecie, trzeba mieć się na baczności co do nazw składników. Dla przykładu podanego wyżej, słowo „kurkuma” nie oznacza popularnej u nas indyjskiej kurkumy, ale korzeń nazywany też „jawajskim imbirem”, jeden z 15 rodzajów indonezyjskich roślin, określanych wspólnym słowem „kurkuma”. Tak więc chcąc przygotowywać w Polsce jamu, warto pobawić się w detektywa, aby upewnić się, że używamy właściwych składników ☺. Ich świeżość jest tu też bardzo ważna.
I jeszcze jedno, tradycyjnie przygotowuje się jamu nie używając żadnych mikserów, robotów kuchennych, itp. Kamienny moździerz z kamiennym tłuczkiem, drewniane łyżki do mieszania, filtrowanie i wyciskanie przez tkaniny, itp. sprawią, że – zwłaszcza jeśli przekażemy naszej miksturze naszą tenaga dalam i getaran, czyli po prostu nasze Qi ☺ – będziemy mieli wspaniałe eliksiry zdrowia!
Cóż, tegoroczna podróż do Indonezji dobiega końca – do zobaczenia wkrótce w Warszawie! J.
Zdjęcia własne i ogólnodostępne z Internetu
Dzięki. Fantastyczna relacja. Sporo wnosi do „całokształtu” 😉
cudowny artykuł 🙂 jest u nas ktoś godny polecenia dziś można pozyskać wartościowe produktu do jamu???
Bardzo ciekawy opis, podziękowania! Tak mało wiemy tu w Europie o tej kulturze.
Pięknie dziękuję za możliwość uczestniczenia – chociaż troszeczkę – w Twojej cudownej podróży.
I wiadomo, że Twoi uczniowie są na właściwej drodze :).
Cudowna podróż, świetny artykuł, tyle wiedzy w fajny sposób przedstawiony. Janku proszę pisz wiecej