„Można z tego dramatu [pandemii] wydobyć prawdę i horyzont na przyszłość: nasze ciała są osłabione przez nasz styl życia; bardziej niż polityki zdrowotnej do walki z chorobami, potrzebujemy polityk [i praktyk] zdolnych do rozwoju zdrowia każdego człowieka.”
To główna myśl artykułu opublikowanego półtora roku temu, 30 listopada 2020 r., a więc w niecały rok po rozpoczęciu pandemii COVID-19, we francuskim piśmie „philosophie magazine”. Warto przypomnieć go w całości, gdyż nie stracił nic na aktualności, wprost przeciwnie…. Oto pełen tekst (wolne tłumaczenie: Jan Gliński).
„Syndemia”: już chorzy zanim zachorują?
„Covid-19 nie jest pandemią” – stwierdził niedawno Richard Horton, redaktor naczelny najsłynniejszego brytyjskiego czasopisma medycznego „The Lancet”. Z pewnością jego rozprzestrzenianie się stało się problemem globalnym (pan- po grecku oznacza „całość”). Natomiast samo zauważenie, że wirus szybko rozprzestrzenianie się na całym świecie, jest niewystarczające. Jeśli wirus rozwinął się z taką zjadliwością, to dlatego, że wykorzystuje splot wielu innych czynników patologicznych, wpływających na ludzkie zdrowie w sposób strukturalny.
„To syndemia” – od greckiego syn- „z”. Potwierdzają to szczegółowe badania opublikowane również w Lancet 17 października 2020r.:https://www.thelancet.com/journals/lancet/article/PIIS0140-6736(20)32131-0/fulltext „Interakcja Covid-19 z globalnym wzrostem chorób przewlekłych i ich czynnikami ryzyka, w tym otyłością, wysokim poziomem cukru we krwi i zanieczyszczeniem powietrza, stworzyły warunki dla sztormu, pociągając za sobą żniwo śmierci z powodu Covid-19”. Naukowcy tego badania dodają, że „wiele czynników ryzyka i chorób niezakaźnych, badanych w tym raporcie, wiąże się ze zwiększonym ryzykiem ciężkich postaci Covid-19, a nawet śmierci”.
Nasze społeczeństwa, być może nawet nie zdając sobie z tego sprawy, chorowały, zanim zachorowały naprawdę. Zanim padli ofiarą obcego ciała, zatruli się własnym stylem życia. Covid-19 ujawnia wierzchołek góry lodowej: jego erupcja pokazuje nam, jak związek między zdrowiem a chorobą jest bardziej niejednoznaczny, niż się wydaje.
- Od co najmniej trzech dekad, na całym świecie mnożą się „nieprzenośne” patologie: rozwój otyłości i cukrzycy, proliferacja nowotworów z powodu niezliczonych zanieczyszczeń pochodzenia ludzkiego – podczas gdy inne istotne formy „chorób”, związanych z alkoholem i tytoniem, jest utrwalanych. Te różne czynniki przeplatają się i pogarszają nawzajem, tak że radzenie sobie z nimi osobno staje się prawie niemożliwe. Nierówności w dostępie do opieki nie pomagają: jeśli nie możesz szukać leczenia z powodu choroby, jak możesz walczyć z zakorzenionymi patologiami? To właśnie do opisania tego „przeplatania się oddziałujących na siebie i wzajemnie nasilających się chorób”, przeciwko którym medycyna nie jest uzbrojona, amerykański antropolog Merrill Singer ukuł w 1990 r. pojęcie „syndemii”.
- Najbardziej uderzające w „globalnej syndemii”, w której żyjemy, jest to, że obejmuje ona patologie, które być może wahalibyśmy się nazywać chorobami. Spontanicznie myślimy o chorobie jako o zdarzeniu, załamaniu się zdrowia, związanym z ingerencją ciała obcego – wirusa, bakterii – co podważa integralność ciała. Nie ma to nic wspólnego, na przykład, z otyłością, która jest bardziej procesem niż zdarzeniem: nie „zachorujesz na otyłość” tak, jak zachorujesz na grypę; stajemy się otyłymi stopniowo. A ta powolna metamorfoza, czasami trudna do zauważenia (chyba, że przekracza szczególnie ekstremalny próg), ma charakter endogeniczny, a nie egzogeniczny: zależy od naszego stylu życia i nie zawiera żadnego obcego elementu.
- Globalna syndemia, której zasięg ujawnia Covid-19, skłania nas do ponownego przemyślenia choroby i przedefiniowania jej związku ze zdrowiem. Jak wyjaśnia George Canguilhem w „The Knowledge of Life” (1952): „Zdrowie to luksus możliwości zachorowania i wyzdrowienia”. Zdrowie i choroba nie przeciwstawiają się sobie, lecz ujawniają się nawzajem. I filozof dodaje, że „żyć już dla zwierząt, a tym bardziej dla człowieka, to nie tylko wegetować i chronić siebie, to stawiać czoła zagrożeniom i triumfować nad nimi”, to być w stanie wytrzymać wstrząsy i przeciwności losu.
- „Zdrowie [jest] dla człowieka”, zauważa Canguilhem, „poczuciem pewności siebie w życiu, które nie stawia sobie żadnych granic”. Bycie zdrowym to możliwość wyboru sposobu, w jaki żyjesz, bez martwienia się o to, na co ten wybór nas naraża. Wręcz przeciwnie, chory, już chory, zanim zaraził się wirusem, który być może go zabije, zmuszony jest żyć w zamknięciu (słowo bardziej aktualne niż kiedykolwiek) w „skurczonym środowisku” podyktowanym wymogiem przeżycia. Środowisko, które izoluje go od otoczenia, z którym jego organizm nie jest w stanie sobie poradzić.
- Czy nasz współczesny styl życia, z mnóstwem chronicznych patologii, stworzył ciała osłabione strukturalnie, chore zanim zachorowały? Stagnacja „zdrowej” długości życia w krajach bardziej rozwiniętych wydaje się potwierdzać tę tezę. Czy straciliśmy „luksus możliwości zachorowania i przezwyciężenia tego”? Bez wątpienia po części – i nie zdajemy sobie z tego sprawy. Aby jednak uniknąć purytańskiego kultu zdrowego ciała, konieczne jest ponowne zacytowanie Canguilhema: „Człowiek […] nie jest ograniczony do swojego organizmu. Człowiek [rozszerza] swoje narządy za pomocą narzędzi” (z „Normalne i Patologiczne”) Chodzi o to, że te narzędzia służą nie tylko jako „ratunkowe koło” lecznicze dla naszego chorobliwego przetrwania, ale mogą również stać się środkiem zachęcającym i wspierającym zdrowie każdego człowieka. – jego zdolność do wystawienia się na świat.
Pandemia Covid-19 jest oczywistą tragedią. Jeśli jednak spróbujemy myśleć o tym jako o syndemii, można z tego dramatu wydobyć prawdę i horyzont na przyszłość: nasze ciała są osłabione przez nasz styl życia; bardziej niż polityki zdrowotnej do walki z chorobami, potrzebujemy polityk zdolnych do rozwoju zdrowia każdego człowieka.”
Po tym ostatnim zdaniu cytowanego artykułu, trafiającym w sedno problemu, dodatkowy komentarz wydaje się zbyteczny… Niestety, polityki zdrowotne, nie tylko zresztą u nas, ciągle dominują w wymiarze anty-chorobowym, a nie pro-zdrowotnym.
Niemniej, jakiekolwiek są i będą polityki, przede wszystkim to my sami musimy dbać o nasze zdrowie fizyczne i psychiczne, zwłaszcza w tak stresogennych czasach. I tu przychodzą z pomocą techniki qigongu i taiji, będące częścią holistycznej medycyny opartej na faktach, o udowodnionej w praktyce – zwłaszcza na Dalekim Wschodzie, ale i coraz częściej na Zachodzie – prozdrowotnej efektywności w zapobieganiu właśnie chorobom cywilizacyjnym oraz jako istotny składnik w terapii kardiologicznej, onkologicznej, itd.
Warto tu przypomnieć, że i u nas, już w XVI wieku, dr Wojciech Oczko, nadworny lekarz królów polskich: Zygmunta Augusta, Stefana Batorego i Zygmunta II Wazy, poświęcał wiele miejsca w swoich traktatach lekarskich zagadnieniu ruchu jako metodzie leczniczej i profilaktycznej. Jest autorem powiedzenia, jeszcze bardziej aktualnego dzisiaj, że „Ruch zastąpi prawie każdy lek, podczas gdy żaden lek nie zastąpi ruchu”.
Zbliżają się letnie wakacje i warto właśnie w tym okresie, wśród bujnej przyrody, zająć się sobą korzystając ze skarbnicy ćwiczeń, w których świadomy ruch jest najistotniejszym komponentem. A co najistotniejsze, to nie są tylko zestawy ćwiczeń gimnastycznych, ale przede wszystkim świadome ćwiczenie ciała i umysłu, aby móc fizycznie i psychicznie sprostać wyzwaniom, które niesie życie.
W tym duchu przygotowaliśmy dla Was zarówno warsztaty wyjazdowe https://fundacjadantian.com/warsztaty-wyjazdowe/ jak i różnorodne zajęcia w ramach „Lata w mieście” https://fundacjadantian.com/kalendarz/. A bez względu na to, gdzie jesteście, materiały edukacyjno-treningowe na naszej platformie qifit.pl są dla Was dostępne 24/7. Zapraszamy!